Ile waży Aneta Styran z „Kanapowczyń”?
Aneta z Lewina Brzeskiego, gdy zgłosiła się do „Kanapowczyń”, ważyła 112 kilogramów. Pod okiem trenera - Krzysztofa Ferenca - i specjalistów w pół roku schudła ponad 30 kilogramów. Po programie nie zwolniła tempa. Mimo że jej nowa droga nie była łatwa, a powrót do dawnych przyzwyczajeń był bardzo kuszący, nie zrezygnowała z treningów i zdrowej diety. Pożegnała niezdrowe nawyki, które wyniszczały jej organizm i dziś nie przypomina siebie sprzed roku.
Dziś Styran inspiruje inne osoby, które chcą schudnąć i odmienić swoje życie. Ostatnio była gościem specjalnym nowego sezonu „Kanapowców”, by zachęcić do działania młodych uczestników: 19-letniego Kacpra, 20-letniego Oskara, 22-letnią Klaudię, 19-letnią Ninę i 21-letnią Paulinę. Spotkanie z kimś, kto przeszedł to samo, co oni, było bardzo motywujące.
W 12 miesięcy schudła 50 kg. Aneta pokazała nowe zdjęcia. Opis łamie serce
Aneta w ciągu roku schudła 47 kilogramów, a to nie koniec. Na swoim Instagramie chętnie dzieli się archiwalnymi kadrami, by pamiętać o tym, jak długą i trudną drogę ma za sobą. Z dumą prezentuje też efekty nowych sesji zdjęciowych, które pokazują, jak się zmieniła. Nie jest też tajemnicą, jaki jest jej sposób na zrzucenie niemal 50 kilogramów w 12 miesięcy.
Cały rok poświęciłam na ciężką pracę nad swoją sylwetką, by osiągnąć swój cel i poczuć się naprawdę wyjątkowo. Regularne treningi, zdrowa dieta i codzienna determinacja pozwoliły mi zmienić siebie na lepsze. Teraz mogę z dumą powiedzieć, że jestem gotowa na wyjątkową, sensualną sesję zdjęciową, która będzie uwieńczeniem tego, co osiągnęłam. To moja nagroda za wysiłek, symbol siły i odwagi, by dążyć do swoich marzeń.
Pod jednym ze zdjęć, których autorką jest fotografka - Agnieszka Maurea - pojawiły się słowa, które łapią za serce. Szczere wyznanie jest dowodem na to, że metamorfoza to nie tylko mniejszy obwód w pasie czy biodrach, ale przede wszystkim ogromna przemiana mentalna, którą Aneta niejednokrotnie musiała okupić walką z samą sobą.
Nie zawsze tak wyglądałam. Nie zawsze tak siedziałam. Nie zawsze patrzyłam w obiektyw z podniesioną głową. Za tą pozą są setki dni, gdy nie chciało mi się wstać. Dziesiątki chwil, w których płakałam w łazience, żeby nikt nie widział. Godziny, w których walczyłam ze sobą, nie z innymi – tylko z tą wersją mnie, która wciąż mówiła, że nie dam rady. Ale dałam. Bo każda kropla potu i każda łza zbudowały tę kobietę.
„(...) To nie tylko zdjęcie. To sesja, na którą musiałam się odważyć – psychicznie, fizycznie i emocjonalnie. I tak, jest profesjonalna. Bo kiedy kobieta czuje swoją siłę, zasługuje na kadr, który to udźwignie. Więc zanim napiszesz komentarz o «pozowaniu» – przypomnij sobie, ile odwagi kosztuje samo stanięcie przed aparatem bez zbroi z ironii”.