Najważniejsze informacje:
- W katastrofie promu Jan Heweliusz zginęło 56 osób, a przeżyło tylko 9 – wszyscy byli członkami załogi.
- Przyczyną tragedii były zarówno wady konstrukcyjne i zaniedbania techniczne, jak i błędy w zarządzaniu oraz trudne warunki pogodowe.
- Katastrofa doprowadziła do zmian w przepisach i szerokiej debaty o bezpieczeństwie żeglugi w Polsce.
Katastrofa promu Jan Heweliusz. Dramatyczna noc na Bałtyku
14 stycznia 1993 roku, wczesnym rankiem, na wzburzonych wodach Morza Bałtyckiego rozegrał się dramat, który na zawsze zapisał się w historii polskiej żeglugi. Prom kolejowo-samochodowy Jan Heweliusz, kursujący na trasie Świnoujście–Ystad, zatonął w rejonie Rugii podczas potężnego sztormu. Na pokładzie znajdowało się 65 osób – 36 pasażerów i 29 członków załogi. W wyniku katastrofy życie straciło aż 56 osób. Przeżyło tylko 9 osób – wszyscy byli członkami załogi. Żaden z pasażerów nie zdołał się uratować.
Przebieg tragedii – minuty grozy na morzu
Wszystko zaczęło się około godziny 3:00 nad ranem. Wichura przekraczała skalę Beauforta, a fale sięgały nawet 5 metrów wysokości. Prom zaczął gwałtownie przechylać się na burty. Sytuację pogarszał uszkodzony pancerz rufowy, który nie został naprawiony zgodnie z procedurami, oraz przeciążenie pokładu ciężarówkami i wagonami. O godzinie 4:10 kapitan Andrzej Ułasiewicz nadał sygnał „Mayday”. Wkrótce potem prom stracił sterowność, a o 5:50 przewrócił się do góry dnem. Ostatecznie całkowicie zatonął około godziny 11:00.
Przyczyny katastrofy. Błędy, zaniedbania i fatalne warunki
Śledztwo wykazało, że do tragedii doprowadził splot wielu czynników. Statek miał poważne wady konstrukcyjne – niska stateczność wynikała m.in. z dwukondygnacyjnego garażu i nielegalnej betonowej wylewki po pożarze z 1986 roku. Do tego doszły zaniedbania techniczne – prowizoryczne naprawy burty rufowej przeprowadzano poza stocznią, bez odbioru przez służby morskie. Nie bez znaczenia były także błędy zarządcze: prom wypłynął mimo ostrzeżeń o sztormie, a prędkości nie dostosowano do warunków pogodowych.
Akcja ratunkowa. Walka z czasem i żywiołem
Akcja ratunkowa była niezwykle trudna. Silny wiatr, wysokie fale i niska temperatura wody (zaledwie 2°C) sprawiły, że szanse na przeżycie były minimalne. Rozbitkowie, często w piżamach, szybko ulegali wychłodzeniu. Dodatkowo, niemiecki statek „Arcona” udostępnił rozbitkom jedynie siatkę, zamiast bezpiecznej platformy. Tratwy ratunkowe były niewłaściwie obsługiwane – otwierano je na pokładzie, zamiast spuszczać na wodę. Większość ofiar zmarła z powodu hipotermii, zanim dotarła pomoc.
Liczba ocalałych. Tragiczny bilans
Spośród 65 osób na pokładzie przeżyło tylko 9 członków załogi. Wszyscy pasażerowie zginęli. Wśród ofiar byli m.in. kapitan Andrzej Ułasiewicz oraz oficerowie dyżurni, którzy do końca pozostali na mostku. Katastrofa promu Jan Heweliusz stała się symbolem poświęcenia, ale też tragicznych zaniedbań.
Kto ocalał z katastrofy Heweliusza?
- Janusz Lewandowski (III oficer)
- Janusz Lamek (III mechanik)
- Mariusz Schwebs (II oficer)
- Grzegorz Sudwoj (II elektryk)
- Edward Kurpiel (ochmistrz)
- Edmund Brzeziński (motorzysta)
- Jerzy Petruk (motorzysta)
- Leszek Kochanowski (starszy marynarz)
- Bogdan Zakrzewski (kucharz)
Śledztwo, konsekwencje i dziedzictwo tragedii
Początkowo winą za katastrofę obarczono kapitana, co miało zwolnić armatora z odpowiedzialności. Jednak końcowy wyrok sądu uznał winę zarówno kapitana, jak i armatora (Linie Żeglugowe Euroafrica), a także Polskiego Rejestru Statków i Urzędu Morskiego w Szczecinie. W 2005 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał wypłatę odszkodowań rodzinom ofiar oraz zmiany w przepisach dotyczących polskich izb morskich.
Katastrofa promu Jan Heweliusz pozostaje największym dramatem morskim w historii polskiej żeglugi. Przypomina o konieczności rygorystycznego przestrzegania norm technicznych i procedur ratowniczych. W listopadzie 2025 roku Netflix wyemitował serial „Heweliusz”, który przybliża tę historię nowym pokoleniom widzów.




