Dorota Gardias przeszła operację usunięcia wyrostka
Dorota Gardias przeszła nieplanowaną operację. Prezenterka za pośrednictwem mediów społecznościowych przekazała, że miała atak wyrostka robaczkowego. Wszystko zaczęło się, kiedy prowadziła wydarzenie dla zaprzyjaźnionej marki. „Zapowiadałam poszczególnych prelegentów i tuż przed moim wyjściem na scenę, jakieś pięć minut wcześniej, nagle złapał mnie silny ból brzucha. Poinformowałam organizatora, ale początkowo myślałam, że jakoś dam radę. Liczyłam na to, że wyjdę na scenę, zapowiem kolejnego gościa, a później w czasie przerwy pójdę do garderoby i zobaczymy, co się dzieje” – relacjonuje w rozmowie z „Faktem”.
Ból był na tyle silny, że zaczęłam słabnąć, miałam wrażenie, jakbym zaraz miała zemdleć. Na to już nie mogłam sobie pozwolić, bo nie chciałam, żeby stało się to na scenie. Dlatego poinformowałam, że muszę wyjść i zrobiłam to dyskretnie, żeby nie robić afery. Wyszłam z sali, ale atak był naprawdę gwałtowny, od razu i bez żadnych wcześniejszych sygnałów.
„Potem była karetka, szpital, SOR, a następnie chirurgia. Dobrze się mną zajęli, zrobili USG i wszystko stało się jasne - to był wyrostek. No i wyszło, co wyszło” - dodaje.
Jak Dorota Gardias czuje się po operacji?
Jak teraz czuje się Dorota Gardias? Pogodynka tłumaczy, że jest lepiej, jednak ciągle musi zachowywać ostrożność. „Czuję się już trochę lepiej, ale dochodzenie do siebie po takiej operacji nie jest łatwe. Wszystko w środku jest naruszone, dlatego nie można napinać mięśni, kichać czy kaszleć, bo każdy taki ruch sprawia ból. Nawet wstawanie z łóżka wymaga ostrożności. Trzeba schodzić bokiem. Mimo to cieszę się, że to był tylko wyrostek. Staram się szukać pozytywów, bo przecież taka sytuacja może spotkać każdego” – tłumaczy.
Mam założone szwy, które zostaną zdjęte za dwa tygodnie. Gdy chcę zakasłać, muszę trzymać brzuch, żeby nic się nie rozeszło. To trudne i bolesne. Muszę też stosować lekkostrawną dietę. Jestem osobą, która lubi być w ruchu, działać, mieć zadania. Przed pracą, po pracy, a przede wszystkim kocham swoją pracę. Dlatego dla kogoś takiego jak ja to „uziemienie” jest naprawdę ciężką sprawą – mówi.
„Cieszę się, że to nie stało się w górach”
Gardias podkreśla, że miała dużo szczęścia. Pogodynka tłumaczy, że atak wyrostka mógł zdarzyć się w górach, a wtedy sytuacja byłaby znacznie trudniejsza. „Dobrze, że to wydarzyło się akurat w takim miejscu. W tym całym nieszczęściu to naprawdę szczęście. Wiadomo, że towarzyszył temu ogromny ból i nie było to przyjemne, ale ja mam taką osobowość, że zawsze staram się szukać pozytywów” - tłumaczy.
Cieszę się, że to nie stało się w górach, gdzie często chodzę, tylko akurat tutaj. Dobrze też, że to był jedynie wyrostek i że nie doszło do poważniejszych komplikacji. Trzeba myśleć pozytywnie - wszystko dobrze się skończyło. Nie ja pierwsza i nie ostatnia musiałam przez to przejść, dlatego mimo wszystko staram się patrzeć na to z optymizmem – mówi dla „Faktu”.